poniedziałek, 23 grudnia 2013

♥ 2. II Bieg po Moczkę i Makówki, Stanowice.

^Z perspektywy organizatora.


Nasza grupa biegowa "Luxtorpeda" Czerwionka już po raz drugi zorganizowała bieg po moczkę i makówki. Dzielnie punkt 9.00 stawiłam się na miejsce,gdzie czekało nas wiele przygotowań.

Makówki i moczka już czekały i przyciągały swoim zapachem do kuchni. (;




Ten bieg był najważniejszym biegiem jak dotychczas. Dlaczego? Ponieważ był to pierwszy bieg,w którym mój Tata wystartował. Tak! Mój Tata, który nigdy nie preferował biegania,raczej ćwiczenia statyczne typu siłownia. I tak,za moją namową i ponad miesiącem przygotowań stawił się dzielnie na start. Nie mówił, ile przebiegnie. Nie chciał zapeszać. Kosztowało go to wiele nerwów, wiadomo-pierwszy debiut biegowy. Któż z nas tego nie doświadczył? (;

^Rozgrzewka dla 200 osób,czyli co ja tu robię?!

Wyobraźcie sobie stres przed egzaminem np. maturalnym, pod koniec roku itp. Pomnóżcie to x100. Taki miałam stres,gdy wyszłam przed prawie 200 osób i miałam poprowadzić rozgrzewkę. Tak,kurs instruktora (który aktualnie robię, już I semestr) przydaje się. Próbowałam paniczny strach obrócić w uśmiech od ucha do ucha, włączyłam ulubioną płytę do ćwiczeń. I... Jedziemy! (;


Uff! Udało się! Wszyscy zadowoleni. Powiem Wam w sekrecie (ale ćśś! ^^), że mężczyźni nie mają koorynacji ruchowej. Czy to biegacze, czy inni sportowcy. No! Chyba,że instruktorzy fitness.

^Przygotowani, do startu. Lecimy!

Trasa,którą było trzeba przebiec wynosiła 10km (4 pętle po 2,5km). Padający dzień wcześniej śnieg dał się we znaki, ponieważ momentami było dość ślisko. Jak już wspominałam mój Tata startował w biegu i dotrzymywałam mu towarzystwa przez 2 pętle. Startowała również moja znajoma Sylwia, która prowadzi Poranne Inspiracje. Z nią nigdy się nie nudzę,zawsze przegadamy każdy start! (:
Przyznam się,że ku mojemu zaskoczeniu mój Tata (inaczej został nazwany przez nas Usain Bolt'em) przebiegł równe 10km. Pierwszy raz w życiu taki dystans! Nawet treningowo nie robiliśmy takich odległości. I to w bardzo dobrym czasie,bo w godzinę i 7 minut. Oczywiście bieg musi być uwieńczony medalem. Wyjątkowym bo w formie pierniczków! (wiele medali nie dotrwało do końca imprezy!) :)





Po biegu zasłużony odpoczynek, chwila relaksu i obiecana moczka i makówki. Atmosferę świąteczną było czuć w powietrzu. Lubię ten biegowy klimat. :)



W ten sposób zakończyłam tegoroczny biegowy sezon.
A teraz przygotowania do świąt,czyli wegańskie wypieki i potrawy.
Lecz o tym,już wkrótce! (;

2 komentarze:

  1. bardzo fajna inicjatywa ;) na mojej siłowni mieliśmy coś podobnego, ale w znacznie mniejszej skali.

    OdpowiedzUsuń